Program Work & Travel... moimi oczami

Ostatnio dosyć często widzę pytania odnośnie wyjazdów studenckich do USA. Jako, że miałam okazję jakiś czas temu wyjechać na program Work&Travel, postanowiłam wtrącić parę słów od siebie.

Procedura aplikacyjna
Niestety, biuro, z którego korzystałam jako pośrednika wyjazdowego już nie istnieje, zatem nie będę mogła Wam nic konkretnie teraz polecić, ale w sieci można znaleźć wiele firm, które oferują takie wyjazdy. Półtora roku temu chciałam skorzystać z usług IECenter, ale zgłosiłam się za późno (koniec lutego/początek marca) i nie pozostało już zbyt wiele ofert, poza tym miałam wrażenie, że Pani, z którą korespondowałam, nie była zainteresowana zbytnią pomocą, więc zrezygnowałam. 

Do programu zgłosiłam się już w grudniu (wyjeżdżałam w czerwcu 2014 r.), wtedy nie można było narzekać na brak ofert i dodatkowo można było złapać fajne zniżki cenowe (teraz takie zasady w pozostałych biurach również się znajdują - warto polować ASAP na oferty). Pierwszym krokiem była "rozmowa kwalifikacyjna" z osobą z biura (podstawowe informację na temat celu wyjazdu, przewidywanych terminów sesji letniej, ponieważ konieczny do tych wyjazdów jest status studenta), następnie rozmowa z native speakerem wynajętym przez firmę. Rozmowa również o wszystkim i o niczym, w stylu, opowiedz coś o sobie, czym się zajmujesz.. 

Ostatnim etapem była rozmowa bezpośrednio z osobami pracującymi w firmie, do której się jechało (w moim przypadku było do kasyno). Rozmowy trwały po 15-20 i ich głównym celem było sprawdzenie Twoich umiejętności językowych (gadanie czym się zajmujesz, co robisz w pracy, jak reagujesz na stresowe sytuacje). Im lepiej mówiło się po angielsku, tym bardzo kooperacyjną pracę z ludźmi się miało. Lepiej też mieli ludzie, którzy wyjeżdzali n-ty raz (najlepiej tipowane prace). Nie zdarzyło się, żeby ktoś zaaplikował i odpadł na jakimkolwiek etapie z powodu niedoborów językowych. Mi trafiła się fucha jako hostessa w restauracji, oficjalnie bez tipów, nieoficjalnie - często coś wpadło ;). Można było wyrwać takie prace jak kelner (najwięcej tipów i można było serio duuuużo zarobić), hostessa, ochrona na koncertach, praca w szatni, na parkingu.

Pozostawała jeszcze kwestia visy - moim zdaniem dużo hałasu o nic. Każdy uśmiechnięty (jak to Amerykanie), którkie pytania, gdzie jedziesz, co będziesz robić i po bólu. Również nie znam osoby, która z mojej grupy wyjazdowej nie przeszła procedury visowej (a nie zdarzyła się osoba "kali być, kali mieć"). 

Wyjazd do Stanów i pierwsze dni w Stanach
Wylatywałam (bilety opłacaliśmy sami) do Stanów jako jedna z ostatnich osób (niektórych egzaminów nie można było przesunać na wcześniej). Po wylądowaniu nie miałam żadnych problemów, problemy zaczęły się po przejściu wszystkich przejść granicznych ;). Problem pt. "co my właściwie dalej mamy robić i gdzie iść".. Ponieważ wylądowałam późno w nocy, mieliśmy zarezerowowany hotel koło lotniska (ale wcale tak blisko nie był i okazało się, że nasza płatność nie została przyjęta więc tej rezerwacji nie mamy :D), do którego z wieloma przygodami udało się w końcu dotrzeć (wskazano nam zły autobus - tam nie ma rozkładów jazdy - bo myślano, że jedziemy do innego hotelu i koniec końców zabrał nas czarny poobijany mercedes, który miał imitować taksówkę, z dzielnicy o wdzięcznej nazwie Jamajka, gdzie byliśmy jedynymi białymi ludźmi, a przypominam, że był środek nocy :D). 

Koniec końców jakoś przeżyliśmy i dotarliśmy do Connecticut, a dokładniej do Norwich, gdzie mieszaliśmy już przez cały pobyt. Mieszkaliśmy w bloku, który w całości zajmowali ludzie w programu W&T (czyli osoby zarówno z Polski, jak i Rumunii, ale także z.. Tajlandii). Pokoje, jak to w Stanach, całkowicie nieumeblowane, więc spało się na kupowanych jeszcze w pierwszym dniu dmuchanych materacach. Warunki mocno studenckie, w pokoju 5-6 osób, pokoje zazwyczaj miały dwa pokoje + łazienka. Generalnie dało się przeżyć, zwłaszcza, że pracowaliśmy praktycznie każdy o innej porze, więc dawało się to wszystko zgrać i nigdy nie czułam, że w mieszkaniu jest tłoczno (no, chyba, że ktoś się schodził na imprezę :D). 

Zdjęcie kasyna, gdzie pracowałam

Czas pracy i wynagrodzenia
Jeśli chodzi o czas pracy, to bywało różnie, w zależności od pozycji na jakiej się było i cóż, chyba muszę przyznać, od serca ile wkładało się w pracę. Ja zawsze starałam się być uśmiechnięta i zagadywać do ludzi, co najwidoczniej zostało zauważone przez kierownictwo, skutkiem czego,  dostawałam baaardzo dużo nadgodzin i pracę w amerykańskie święta, płatne 150% normalnej stawki. Jednakże standard na tym programie (co najmniej jak ja pracowałam) był 32h pracy tygodniowo (ja robiłam ok. 60-65h..), więc niektórzy nie byli zadowoleni z zarobków (ale kto jedzie do Stanów tylko w celach zarobkowych!?). Jeśli chodzi o stawki, to w zależności od tego czy miało się pracę tip lub non tip dostawało się wynagrodzenie ok 4$ + tips, ja miałam prawie 9$, ale osoby, które były zmianowe (nie przypisane do żadnej konkretnej pracy, przez co w sumie mieli mniej godzin, czyli zazwyczaj te 32h) dostawali prawie 10$, w trakcie programu podwyższono im do niecałych 11$. 

Czas wolny
Jako, że praca w wymiarze 32h dawała większości osób dużo czasu wolnego (yup, nie mi..) i zazwyczaj wolne amerykańskie święta (yup, znowu nie ja), to 1-3 dniowe wycieczki były dość popularne. U mnie wyglądało to w ten sposób, że chociaż zgłaszałam się do pracy, w Ameryce mają nakaz chociaż jednego dnia wolnego w tygodniu od pracy. Więc in total nie spałam prawie wcale (serio, pod koniec wyjazdu byłam nieco wrakiem człowieka, jeśli chodzi o brak snu), bo na 7 byłam już w pracy (autobus o 6, więc wstawałam codziennie przed 5, a jeszcze życie nocne czasem próbowałam zahaczyć!), a w dzień wolny wstawałam również koło 5-6, żeby wyruszyć pierwszym autobusem np. do Nowego Jorku (2h drogi). Ale przecież raz się żyje.. Sami tylko spójrzcie.. 







I co, dla takich widoków nie było warto? Czy się opłaca finansowo? Who cares! Spędziłam niesamowite niecałe 4 miesiące w Stanach i były to moje najlepsze wakacje ever! Poznałam niesamowitych ludzi, widziałam piękne miejsca.. Jeśli macie okazję, jedźcie, smakujcie życia.. Jak nie teraz to kiedy..?

Paulina




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Paulina tries.. , Blogger