Mój pierwszy japoński bubel, czyli sake w kosmetyczce

Hej dziewczyny,

Dziś chciałabym Wam przedstawić mojego pierwszego japońskiego kosmetycznego bubla! Ale zanim napisze co nim jest, przedstawię krótką historię jego zakupu...

Japonia, maj 2017



Jednym z ostatnich dni naszej wycieczki objazdowej były miejsca, w których produkuje się sake (właściwie, samo słowo "sake" oznacza po prostu napój alkoholowy, a nie ten japoński trunek ryżowy, który zamawiamy do sushi; jednakże dla celu posta, będę używać skrót myślowy "sake" w znaczeniu do tego właśnie trunku). Celowo, nie chciałam użyć słowa "zakłady produkcyjne", ze względu głównie na wieloletnią tradycję i rodziny (a także często muzealny, gdzie można dowiedzieć się ciekawych rzeczy o sake kiedyś i dziś) charakter tych miejsc.




Można śmiało powiedzieć, że właśnie te cechy sprawiły, że firmy te jeszcze funkcjonują na rynku (w obecnych czasach liczba przedsiębiorstw zajmujących się produkcją sake w porównaniu do prosperity w XX wieku jest nieznacząca. Właściwie, to Japonia słynie głównie z produkcji whiskey, a nie sake). Mieliśmy okazję posłuchać o właściwościach sake, których, ze względu na swój stosunkowo długi i uciążliwy sposób produkcji, jest dość wiele.



Od wielu lat ten trunek był używany przez Japonki do pielęgnacji skóry, ze względu na zawartość m.in. aminokwasów czy antyoksydantów (a wiadomo, Japonki wyglądają na wiecznie młode..). Z tych właśnie powodów, sake stosowane jest również w.. kosmetykach. Osobiście nie mogłam się oprzeć i zakupiłam niezobowiązujący balsam do ciała z sake w słodkiej różowej buteleczce z pompką:




Wygląda ślicznie, prawda?

Kiedy już wykończyłam mój ówcześnie stosowany balsam, z entuzjazmem wzięłam się do testowania! Jakież było moje zdziwienie, kiedy pierwszy raz nakładając balsam, uderzył mnie silny zapach niczego innego jak samego.. sake! W pierwszej chwili pomyślałam "Boże, będę walić alkoholem na odległość!". Całe jednak szczęście, zapach nie utrzymuje się długo.. Zdziwiła mnie też konsystencja balsamu, zaraz po nałożeniu go na skórę. Balsam jest dość płynny, a skóra po nim jest taka hmm.. jakbym się oblała sokiem (?!), tylko się nie klei.. Jeśli chodzi o jego główny cel, nawilżenie, to skóra była po nim ni to nawilżona ni to sucha.. :D Dopiero po depilacji przekonałam się, że chyba nie do końca nawilża - nie polecam tak go stosować! Natychmiastowe pieczenie gwarantowane!

Generalnie nie jestem specjalnie zadowolona z zakupu, faktycznie "pachnie" sake (czego się o ironio nie spodziewałam) co jest jego plusem, bo w końcu to balsam na bazie sake, ale i minusem, bo nie wiem kto lubi walić alkoholem :D. Jeśli chodzi o nawilżenie, to też nie spełnia do końca swojej roli, a  była to jego podstawowa rola. Całe szczęście zbliżam się 3/4 buteleczki (jest cholera wydajna, używam go codziennie od dobrych 3 miesięcy, a stosuje na prawie całe ciało..) i wiem, że jeśli pojadę jeszcze do Japonii, to go nie kupię ponownie.. ;)

P.S. Oczywiście kupiłam jeszcze emulsję do twarzy, ale jeszcze jestem w fazie testowania, bo stosują ją dopiero od 2-ch tygodni ;)

A Wy, macie jakieś azjatyckie buble?

Paulina




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Paulina tries.. , Blogger